Rozwód - rozstać się tak, żeby nie stracić
Wiele kobiet trwa w fikcyjnych związkach w obawie przed rozwodem. Czy słusznie? Nawet jeżeli druga strona zrobi wszystko, żeby utrudnić sprawę, warto walczyć o swoje. Są szanse na wygraną.
- Claudia
Sąd zdecyduje o końcu małżeństwa, jeśli uzna, że nie ma już żadnych więzi, które łączyły męża i żonę: ani emocjonalnej, ani fizycznej, ani gospodarczej (czyli nie prowadzą wspólnie gospodarstwa domowego). Z drugiej strony nie ma tzw. przesłanek negatywnych: na rozstaniu rodziców nie ucierpią dzieci, żaden z małżonków nie jest ciężko chory, a rozwodu nie żąda ten, kto jest wyłącznie winny, podczas gdy druga strona na rozstanie się nie zgadza.
Tyle teoria. Praktyka bywa o wiele bardziej skomplikowana. Wiele zależy od tego, jakie argumenty i dowody przedstawią małżonkowie na wokandzie. Jeżeli są skłóceni, często złośliwie starają się utrudnić rozstanie. Co wtedy robić?
ON NIE CHCE SIĘ ZGODZIĆ NA ROZWÓD, SZANTAŻUJE MNIE SWOJĄ CHOROBĄ
Ostrzegał, że jeśli go zostawię, zniszczy wszystko w moim życiu albo popełni samobójstwo – mówi Marta, 35-letnia tłumaczka z Poznania. – Na przemian krzyczał i wyznawał miłość. W jednej chwili był czuły, w następnej wpadał w furię. Furią reagował na propozycję wizyty u psychologa. Tak mój mąż zachowywał się jednak tylko w domu. Na zewnątrz dbał o swój wizerunek, nikt nie podejrzewał, że jest niezrównoważony. Choć bałam się jego reakcji, złożyłam pozew o rozwód. Starałam się wykazać winę partnera: ciągłe awantury, agresję. Na pierwszej rozprawie mąż nie zgodził się na rozwód. Powiedział, że mnie kocha, kłamał, że między nami jest więź psychiczna i fizyczna… Od kilku lat sypiamy osobno, na noc zamykam się na klucz, ze strachu.
Sąd wysłuchał racji obu stron i wyznaczył kolejny termin – za trzy miesiące. W tym czasie mąż złożył w sądzie nową odpowiedź na mój pozew. Napisał o rzekomej chorobie, na którą cierpi od pewnego czasu, i o mojej winie – ponoć zaniedbywałam go i szykanowałam. Wnioskował też o przesłuchanie świadków: swojej matki i brata.
Czy rozwód może być nieetyczny?
Świadkowie dwa razy nie stawili się w wyznaczonych terminach, przed-łożyli zwolnienia lekarskie. Sąd odraczał rozprawę, a ja odchodziłam od zmysłów. To była ewidentna gra na zwłokę. Gdy kolejny termin wreszcie został dotrzymany, mąż miał już adwokata. Pan mecenas dowodził, że: „istnieją przesłanki negatywne dla orzeczenia rozwodu, mój klient jest poważnie chory, ma ciężką depresję”. Wynikało z tego, że ja, o zgrozo, mam obowiązek opiekować się nim, łożyć na utrzymanie i być żoną do końca życia. Bo rozwód w takiej sytuacji byłby nieetyczny i sprzeczny z zasadami życia społecznego. Boję się, że sąd uzna te argumenty. Świadczą za nimi wyssane z palca zeznania świadków męża.
ZDANIEM EKSPERTA
Michał Łapok adwokat specjalizujący się m.in. w prawie rodzinnym, wykładowca Wyższej Szkoły Bankowej w Poznaniu
Zgodnie z prawem choroba małżonka może niekiedy być przeszkodą do orzeczenia rozwodu, powinna jednak być zdiagnozowana w czasie trwania wspólnego pożycia. Musi również stanowić jedyną przyczynę rozstania. Zasada ta odnosi się głównie do sytuacji, gdy małżonek decyduje się na rozwód, ponieważ nie chce opiekować się chorym współmałżonkiem. Tylko w takich przypadkach sąd może uznać, że orzeczenie rozwodu byłoby nieetyczne. Jeśli powódka wykaże winę męża za rozpad ich związku, rzekoma depresja będzie miała drugorzędne znaczenie dla wyniku sprawy.
Nie zamierzam z nim się dzielić tym, na co sama zapracowałam
Gdy się poznaliśmy, nie mieliśmy niczego. Teraz mamy mieszkanie w centrum miasta. Właśnie: mamy... – wzdycha Anna. Mieszka w Krakowie, jest kosmetyczką i od 15 lat mężatką. – Obowiązuje nas wspólność majątkowa, czyli wszystko, czego się dorobiliśmy po ślubie, w połowie przypada mnie, w połowie mężowi. Bez znaczenia, że mieszkanie kupiliśmy na kredyt, który w całości spłacałam ja, że za własne pieniądze kupiłam meble.
Czy dorobek zawsze jest dzielony na pół?
Wahałam się z wniesieniem pozwu. Z rozwodem wiąże się podział majątku. A to, że ten majątek powstał wyłącznie dzięki mojej pracy, nie ma znaczenia przy podziale. Będę musiała połowę oddać byłemu mężowi – tak mi powiedział znajomy prawnik. I dodał, że powinnam przed ślubem sporządzić umowę rozdzielności majątkowej. Wówczas każde z nas po rozwodzie miałoby to, czego samo się dorobiło, czyli ja mieszkanie, a mój mąż nic. Choć trudno uwierzyć, przez 15 lat on nie zarabiał – jest inżynierem i możliwości pracy ma spore. Ja założyłam i prowadziłam firmę, on albo patrzył w sufit, albo gonił za mrzonkami. Jego pomysły świetnych interesów nie wypalały lub przynosiły straty.
Dlaczego muszę spłacać darmozjada?
Wreszcie złożyłam pozew, z nadzieją że sąd mimo wszystko uzna fakt, że na nasz majątek sama zapracowałam. Ale mąż przyjął przewrotną strategię obrony. Przyczynianie się do powstania majątku to nie tylko praca zarobkowa czy prowadzenie firmy, również gospodarowanie zgromadzonymi już dobrami – tak mówią przepisy i tego się chwycił. Starał się udowodnić, że zajmował się domem i to pochłaniało tyle czasu, ile moja praca. Gdy sąd nie uznał tych argumentów, wytoczył inne działo: że pomagał mi w prowadzeniu firmy, robił remonty w salonie kosmetycznym, który prowadzę. Żądał zwrotu poniesionych nakładów. Gdybym wiedziała, że za naprawę kranu czy spłuczki policzy sobie tysiące złotych, znalazłabym tańszego fachowca. Teraz on przedstawia wciąż nowych świadków, że pomagał mi w firmie, nowe rachunki z kosmosu.
ZDANIEM EKSPERTA
Zasadą jest, że każdy z małżonków ma prawo do połowy majątku, jaki zgromadzono w czasie trwania małżeństwa. Wyjątkowo można żądać ustalenia, że jednemu z byłych małżonków przysługuje udział większy niż połowa. O tym, czy i który z nich może domagać ustalenia nierównych udziałów w majątku dorobkowym, rozstrzyga sąd. Ocena, komu powinien przysługiwać większy udział, uzależniona jest od wykazania, w jakim stopniu każdy z małżonków przyczynił się do powstania majątku wspólnego. Do okoliczności uzasadniających ustalenie nierównych udziałów w majątku wspólnym zalicza się m.in. marnotrawstwo jednego z małżonków, uporczywe uchylanie się od podjęcia pracy zarobkowej czy też alkoholizm albo inne poważne uzależnienie. Jeżeli jeden z małżonków dopuszczał się tego typu uchybień, drugi może żądać ustalenia nierównych udziałów.
Boję się, że sąd przyzna mężowi opiekę nad dziećmi, bo po rozwodzie pogorszy się mój standard życia
Rozwód? Proszę bardzo, ale możesz zacząć żegnać się z dziećmi. – Monika słyszała to zawsze, gdy wspomniała mężowi, że powinni się rozstać. Monika jest matką 8-letniej córki i 5-letniego syna, mieszka koło Lublina, nie pracuje, finansowo zależy od męża. – Wiedziałam, że on będzie walczył o dzieci, choć na co dzień go nie obchodzą, a on wiedział, że rozstanie z nimi mnie zabije. Trwałam więc w małżeństwie, które przypominało piekło. Dom był kupiony za pieniądze męża, ja nie mam nic, nawet rodziny, która mogłaby pomóc. A on jest synem prokuratora, ma wpływy w urzędach, na policji. Doskonale się kamuflował, nikt nie przypuszczał, że nadużywa alkoholu i w domu staje się tyranem. Gdy dzieci zaczęły się go bać, przełamałam swój strach i zło-żyłam pozew.
A jeśli dziecko zostanie przekupione?
Na zeznania świadków nie mogłam liczyć, nikt nie chciał narażać się synowi prokuratora. Wzywałam kilka razy policję, ale po wizytach funkcjonariuszy nie została nawet notatka. Dla świętego spokoju chciałam nawet zrezygnować z orzekania o jego winie, ale za żadne skarby nie mogłam zrezygnować z dzieci. Mój mąż przed sądem udowodnił bez problemu, że ma środki i możliwości, żeby zapewnić im niezmieniony, wysoki standard życia, możliwości rozwoju itd. Mówił, że nie można dopuścić, aby dzieci wylądowały ze mną w domu samotnej matki albo pod mostem. Jego matka bez zmrużenia oka kłamała przed sądem, jaki świetny kontakt ojciec ma z dziećmi i że ja je zaniedbuję.
Najgorsze jednak było to, że młodszego wnuka, kompletnie z zaskoczenia, zabrała na jakieś niby wakacje. Nie miałam z dzieckiem kontaktu przez trzy miesiące. Odchodziłam od zmysłów, ale nie mogłam nic zrobić: policja nie chciała przyjąć zgłoszenia o zaginięciu, bo przecież dziecko jest z babcią! A babcia zrobiła wszystko, żeby przekupić malca. Teraz się boję, że podczas badania w Rodzinnym Ośrodku Diagnostyczno-Konsultacyjnym mój synek powie, że chce mieszkać z babcią i tatą. To przecież tylko 5-letnie dziecko!
ZDANIEM EKSPERTA
Podejmując decyzję, komu przyznać wykonywanie władzy rodzicielskiej, sąd zawsze bierze pod uwagę to, czy dana osoba – matka lub ojciec – będzie w stanie zapewnić dziecku kontakty z drugim rodzicem. Jeśli jedna strona świadomie je ogranicza, sąd zapewne przyzna władzę rodzicielską drugiej stronie. Z taką właśnie sytuacją mamy do czynienia w opisanej historii. Zachowanie męża bohaterki świadczy o tym, że próbuje on wyeliminować matkę z życia dziecka. Ta okoliczność przemawia za przyznaniem władzy rodzicielskiej matce. Nie można wykluczyć, że dziecko podczas badań w RODK powie, że chce mieszkać z ojcem.
Wypowiedzi dzieci są jednak zawsze oceniane przez psychologów. Jeśli stwierdzą, że są wynikiem manipulacji, poinformują o tym sąd i ta deklaracja dziecka przy orzekaniu o władzy rodzicielskiej nie będzie brana pod uwagę. Sytuacja materialna rodziców jest drugorzędnym elementem. Zarówno matka, jak i ojciec mają obowiązek przyczyniać się do zaspokojenia potrzeb dziecka. Jeśli mąż bohaterki nie będzie tego robił dobrowolnie, matka może domagać się zasądzenia alimentów.