Reklama

Nie pamiętam już, od kiedy marzę o tym, żeby znaleźć pod choinką bilet lotniczy. Nie wyobrażam sobie Wigilii poza rodzinnym domem, ale już na drugi dzień mogłabym spakować małą walizkę i wyskoczyć dokądś, gdzie jeszcze nie byłam lub dokąd lubię wracać. Na dwa dni. Albo chociaż na jeden. Gdy 10 lat temu mój ówczesny chłopak, Austriak, opowiadał mi, jak to ze znajomymi lata na weekend z Wiednia do Nowego Jorku na hamburgera (nie potrzebowali wiz i mieli już tanie linie lotnicze), wydawało mi się to nie do pomyślenia! Wyskoczyć ot tak sobie na chwilę na drugi koniec świata? Było to dla mnie kompletną abstrakcją! I spełnieniem marzeń. Gdyby wtedy ktoś powiedział mi, że kiedyś takie „one day escapes” będą w zasięgu moich możliwości, kazałabym mu puknąć się w czoło. Tymczasem już kilka razy zdarzyło mi się kupić tani bilet do Paryża i polecieć. Ot tak sobie.
Zawsze wybieram najwcześniejszy lot (o 7.40), żeby być na miejscu ok. 10 rano. Dojazd do centrum zajmuje mi godzinę. Od mniej więcej 11 do 17, kiedy muszę wyruszyć z powrotem na lotnisko (lot do Warszawy jest o 19.30), mam mnóstwo czasu. Na wizytę w muzeum (ostatnio rewelacyjna retrospektywa strojów Azzedine’a Alai), shopping (ach, te poświąteczne przeceny w Galeries Lafayette), obiad (okoń w sosie z porów) w fenomenalnej Brasserie Lipp przy bulwarze Saint-Germain i spacer po okolicach Luwru. W końcu to aż osiem godzin wolnego!
Paweł Marczewski, stylista i dyrektor artystyczny marki Big Star, kiedy zapytałam, czy kiedykolwiek zdarzył mu się taki jednodniowy wypad, odpowiedział mi: – Ala! Przecież ja nawet jutro lecę do Berlina tylko dlatego, że otwierają tam sklep Toma Forda! Mój znajomy Marcel lata z kolei na koncerty. Był na Madonnie w Paryżu i na Björk w Berlinie. Do Berlina już zresztą zaplanował kolejny wypad: w kwietniu wystąpi tam Justin Timberlake. Znam też ludzi, którzy latają na weekend na imprezy do... Tel Awiwu. Wydają tylko na bilet lotniczy, dojazdy na lotnisko i, oczywiście, na jedzenie i drinki. Zastanawiasz się, jak to możliwe? To proste! Przylatują w sobotę. Popołudnie spędzają na plaży, czasem jedzą obiad. Wieczorem idą do klubu, gdzie bawią się do rana (więc nie muszą płacić za hotel, a to wielka oszczędność). Prosto z imprezy jadą z powrotem na lotnisko. A po drodze zatrzymują się jeszcze na śniadanie. Szalone? Zdecydowanie! Kosztowne? Skąd!
– Jeśli kupisz bilety w dobrej cenie, to na taki wyjazd wydasz tylko trochę więcej, niż wydałabyś, imprezując przez całą noc w klubach w Warszawie – ocenia Areta Szpura, jedna z założycielek modowej marki Local Heroes. Areta jest mistrzynią w organizowaniu takich szybkich wypadów. – Moje najlepsze trofea to bilet w obie strony do Sztokholmu za 2 zł i do Barcelony za 50 zł – mówi. Stolica Szwecji to jej zdaniem świetne miejsce na jednodniowy shopping (przeceny tam są naprawdę spore), a Hiszpania to europejska Kalifornia – nawet w grudniu można się tam wygrzać w słońcu i popatrzeć na palmy.–
Latem zastanawiałam się, czy nie wyskoczyć na jeden dzień do Londynu obejrzeć głośną wystawę Davida Bowiego. Bilet w obie strony kosztował tyle co kurs taksówką z domu do centrum Warszawy – dodaje Areta. Jej zdaniem, żeby zaplanować taki krótki wypad, trzeba mieć mało pieniędzy na koncie i trochę wolnego czasu na wyszukiwanie promocji lotniczych. Chociaż to drugie wcale nie jest konieczne, bo mnóstwo ludzi robi to za ciebie hobbystycznie. Znalezione oferty wrzucają na strony, takie jak fly4free.pl, czy np. na profil Loter.pl na Facebooku. Wystarczy, że zamówisz newsletter, a codziennie będziesz dostawać powiadomienia typu: „Z Warszawy (Okęcie) do Londynu na weekendową jednodniówkę za 88 zł w dwie strony! Wylot rano powrót późnym wieczorem.”
– Za granicą każde 100 zł ratuje budżet – mówi Areta Szpura. Oszczędzić możesz przede wszystkim na opłatach. Ja, jeśli wracam tego samego dnia, zabieram ze sobą tylko torebkę. Gdy planuję nocleg, pakuję rzeczy do torby podręcznej (kosmetyki w wersji „travel size” lub próbki). Można też kupić specjalne torby-plecaki. Są superlekkie i mają wymiary bagażu, jaki możesz wnieść na pokład samolotu tanich linii lotniczych bez dopłaty. Mnóstwo ludzi zabiera na pokład kanapki z domu (to nie obciach). Po co wydawać w samolocie 8 zł na marnej jakości bułkę z salami? Ci, którzy latają, przekonują, że taki szybki wypad zawsze „dobrze robi”. Wracasz pełna energii, często z inspiracjami i nowymi znajomościami. Bywa, że taka podróż zmienia życie. Mój kolega Mikołaj, który zawodowo nieustająco jest w podróży, ale jak ognia unika tanich linii lotniczych, kilka lat temu dał się namówić znajomym na jednodniowy wypad do Londynu na... mecz piłkarski. – Poleciałem tylko na mecz, a tymczasem w samolocie poznałem moją przyszłą żonę, która do Londynu wyskoczyła na dwa dni obejrzeć jakąś wystawę – wspomina.
Między świętami a Nowym Rokiem z radością urwałabym się na frytki do Brukseli albo do Sankt Petersburga, żeby obejrzeć zbiory w Ermitażu. Pojeździłabym na łyżwach na słynnym lodowisku na Plaça de Catalunya w Barcelonie albo spróbowała pieczonych kasztanów z grzanym winem, które sprzedają na jarmarku na Polach Elizejskich w Paryżu. A może wreszcie zobaczę norweskie fiordy? Podróż do Oslo zajmuje tylko dwie godziny. Mogłabym też polecieć rano do Malmö, tam wsiąść w auto i pojechać do Kopenhagi słynnym mostem Øresundsbron. Znalazłam ofertę miesiąca we Włoszech za mniej niż 800 zł – przelot z hotelem (!). Może tym razem nie będę czekać, aż dostanę taki prezent od Mikołaja? Kupię go dla siebie i mojej przyjaciółki, położę jej pod choinką.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama