Anna Lewandowska "Robert bardzo mi imponuje" [WYWIAD + SESJA]
Anna Lewandowska - sportsmenka, trenerka i ambasadorka marki Calzedonia, dla tysięcy kobiet jest wzorem i inspiracją. W wywiadzie przyznaje jednak, że nie zawsze wierzyła w siebie. Mówi o pokonywaniu własnych słabości i walce o marzenia, w której wspierali ją najbliżsi. Anna Lewandowska w Gali po raz pierwszy tak szczerze opowiada m.in. o macierzyństwie i małżeństwie z Robertem Lewandowskim.
- Anna Zejdler
GALA: Aniu, pokazujesz na Instagramie coraz więcej zdjęć Waszej córeczki Klary. Widać, że macierzyństwo Ci służy. Jak bardzo narodziny Klary zmieniły Twoje życie?
Anna Lewandowska: Macierzyństwo to najważniejszy etap w moim życiu. I teraz, jako mama, rozumiem inne kobiety, mamy, co to jest za uczucie: darzyć kogoś miłością bezwarunkową. Lubię też karmić piersią, mieć poczucie, że jestem komuś potrzebna w tak wyjątkowy sposób... Ale nie zapominam o moim mężu, bo chociaż oboje zbzikowaliśmy na punkcie Klarci, w tym wszystkim potrafimy też być parą.
No właśnie, jak narodziny dziecka zmieniły Wasz związek?
Każdy, kto nas znał wcześniej, mówił, że odbieramy na tych samych falach, i to jest prawda. Natomiast Klara jeszcze bardziej nas zbliżyła, umocniła. Też jesteś mamą i wiesz, jak to jest. Cieszysz się z każdej chwili spędzonej z dzieckiem, chociaż innych może to nie obchodzić. Cieszymy się z każdej małej rzeczy, każdej zmiany, z tego, że mała się uśmiech- nęła albo zrobiła coś nowego. To jest wspólna radość, emocje na tym samym poziomie.
Wielu mężczyzn narzeka, że po narodzinach dziecka żony ich zaniedbują i poza dzieckiem nie widzą już świata...
Zdaję sobie sprawę, że dbanie o partnera jest również kluczowe. Z Robertem wychodzimy na randki, jeśli tylko jest taka możliwość i ktoś może zostać z małą. Idziemy wtedy razem na kolację, zakładam obcasy.
Jako kobieta dbasz cały czas o siebie?
Tak! Staram się ładnie ubierać dla mojego męża i chociaż w domu uwielbiam chodzić w dresach, to mam zasadę, że zawsze muszę wyglądać schludnie i czysto. Mój mąż musi czuć, że jesteśmy razem. Rzeczywiście był taki moment, że mniej może gotowałam w domu, bo Klara potrzebowała więcej atencji, ale próbowaliśmy to nadrobić. Kiedy to tylko jest możliwe, spędzamy czas razem. Teraz szykujemy się do mundialu i to jest najważniejsze. Jeśli chodzi o dbanie o siebie, to jestem ambasadorką nie tylko zdrowego podejścia do życia i projektów z tym związanych, ale także marki Calzedonia. Dlatego zwracam uwagę na to, jak wyglądam. Wiesz, ja zawsze daję z siebie przynajmniej 100 procent, a taka rola zobowiązuje. A wracając do Roberta, to moją rolą jest dbanie o jego dietę, suplementację, regenerację, sen, a przede wszystkim chcę być dla męża wsparciem pod kątem mentalnym, emocjonalnym i psychicznym.
Czyli Ty jesteś odpowiedzialna za formę Roberta?
Za formę sportową odpowiedzialny jest on sam oraz klub. Ja wspieram Roberta w kontekście holistycznym. Pilnuję diety, ale też snu, bo wiadomo, że w przypadku sportowca kilka nieprzespanych nocy może być niekorzystne dla formy, a niestety z tym snem u nas od 10 miesięcy jest trochę inaczej. (śmiech) Dlatego staram się odciążać Roberta i wspierać także w takich sytuacjach.
Dla świeżo upieczonych rodziców to chyba podwójnie trudne zadanie?
Trudne, to fakt. Robert, co bardzo mi imponuje, jak tylko jest w domu, to chce wstawać do małej i we wszystkim mi pomóc. Natomiast teraz zmieniamy trochę kierunek. Do czasu mistrzostw wszystko biorę na siebie po to, żeby Robert mógł się skoncentrować na doskonaleniu formy.
Korzystacie w ogóle z pomocy niani?
Przez pierwszych kilka miesięcy nie miałam pomocy do małej, wspierały nas głównie mamy. Teraz udało mi się znaleźć w Warszawie wspaniałą położną.
Jesteście z Robertem bardzo aktywni nie tylko jako rodzice, ale też sportowcy, a Ty również jako bizneswoman. Jak już znajdujecie wolny czas, to jak go razem spędzacie?
Robert często wraca do domu około godziny 14-15, kiedy Klarcia ma akurat drzemkę. To czas tylko dla nas. Zdarza się, że moja mama dzwoni potem i mówi: „W ogóle nie odbieracie telefonów”. A ja na to: „Tak, mamo, bo mieliśmy czas tylko dla siebie”. Nasza rodzina zaczęła już to rozumieć. Podobnie jak nasz team, z którym współpracujemy. Staram się jak najmniej pracować przy Klarze. Choć nie jest to łatwe, patrząc na moją specyfikę pracy. Wieczory staramy się mieć tylko dla siebie. Dużo rozmawiamy. I to jest najważniejsze, bo łatwo się pogubić, żyjąc w takim pędzie jak my. Mamy coraz więcej pracy, dużo czasu spędzamy w samolotach. Od kiedy Klara się urodziła, przylatuję do Polski wtedy, gdy Robert ma zgrupowania reprezentacji Polski. Kiedyś było inaczej, teraz dostosowuję cały kalendarz do działań Roberta. Staram się maksymalnie wykorzystać moje pobyty w Polsce, zaczynam wtedy dzień o 6.00 rano, a kończę o północy. W opiece nad Klarą pomagają obydwie babcie, które kompletnie oszalały na punkcie wnuczki. Klara ma też prababcię, która jest bardzo w niej zakochana i często mówi: „Ona dodaje mi skrzydeł, aż chce się żyć”.
Babcie chętnie zajmują się Klarą?
Bardzo. Zdarza się, że proszę jedną albo drugą mamę o pomoc, chociażby na weekend. Dużo pomagają, kiedy jestem z Klarą w Warszawie.
Rozpieszczają ją?
Tak, ale nie jakoś przesadnie. Starają się też czasami dawać mi dobre rady, ja ich wysłuchuję, ale i tak zawsze zrobię swoje. (śmiech) Tak jak to czuję, jako mama Klary. Poza tym raczej jestem typem zosi samosi. To jest moja wada, ale staram się to zmienić. Zawsze mówiłam: „Sama wszystko zrobię”, ale już wiem, że tak się nie da. I dlatego mamy teraz taki duży team w firmie.
Uważasz, że wszystko zrobisz lepiej?
Tak uważałam dawniej. Przekazywanie obowiązków innym nie było dla mnie łatwe. Może ludziom się wydaje, że mam kilka niań, fotografów, pomocników i kucharzy, ale tak nie jest. Nadal gotuję, nadal sama robię zdjęcia, bo mi to sprawia radość. Zawsze miałam żyłkę artystyczną, ale powoli uczę się tego, że muszę porozdzielać zadania innym. Pracowałam nad aplikacją Trening by Ann, to dla mnie bardzo ważny projekt. Bywało, że przygotowując go, na macie testowałam programy treningowe, a Klara bawiła się obok. Godzenie pracy z macierzyństwem nie zawsze jest łatwe.
Do czego będzie służyła ta aplikacja?
To jest aplikacja dla osób, które chcą schudnąć, wyrzeźbić ciało, popracować nad daną partią mięśni, nad zdrowym kręgosłupem, rozciągnąć ciało. Będzie dostosowywała się do diety i potrzeb każdego użytkownika. Wyobraź sobie, że to będzie około 80 płyt DVD w jednym miejscu. Będę ją cały czas rozwijać, więc być może kiedyś dojdą jeszcze ćwiczenia z dziećmi. Teraz, jak o tym mówię, jestem z siebie dumna, chociaż wciąż się tego uczę. I to jest też moje postanowienie na 2018 rok: nauczyć się doceniać samą siebie!
A miałaś kiedykolwiek problem z poczuciem własnej wartości?
Tak.
Naprawdę? Ty, sportowiec z wielkimi sukcesami?
Tak.
Dlaczego?
Mówię o tym głośno, bo chcę przypomnieć kobietom o tym, że każda z nas zasługuje, żeby czuć się dowartościowana, każda z nas sama powinna nad tym pracować.
Co powodowało, że nie miałaś tego poczucia własnej wartości?
Wiesz co? Poniekąd sport.
Ale w sporcie miałaś sukcesy!
Tak, ale wciąż dążyłam do doskonałości. W sporcie jest tak, że dzisiaj ci poszło super, a jutro przegrywasz. A znowu kiedy wygrywasz, to potem pracujesz jeszcze dwa razy ciężej, żeby udowodnić, że to zwycięstwo było zasłużone. A poza tym rośnie apetyt na kolejne. Miałam z tym problem, przyznaję. Pomogli mi moi czytelnicy bloga. To, że otaczają mnie świetne kobiety, że do mnie piszą. Czuję, że w jedności siła, że kobiety i matki są bardzo silne.
Aż tak dużo zawdzięczasz fanom?
Bardzo! I zawsze o tym mówię. Każdy potrzebuje zarówno pochwały, jak i konstruktywnej krytyki. Nie możemy niszczyć drugiej osoby, musimy dodawać jej siły, być inspiracją, oparciem i przede wszystkim motywować.
Jak ważne było w tej kwestii wsparcie Roberta?
Najważniejsze. Chociaż generalnie my, sportowcy, tak już mamy, że nie umiemy wprost powiedzieć komplementu. Boimy się, żeby kogoś nie zagłaskać, żeby nie spoczął na laurach...
Ale sami sportowcy chyba lubią być chwaleni, prawda?
To zależy. Sportowcy są przeważnie skromni.
A Ty chwalisz Roberta?
Zdecydowanie tak, ale bardzo staram się być zawsze szczera, konstruktywna. Chwalę go, kiedy poszło mu świetnie, ale jeżeli są błędy, to o tym też wprost rozmawiamy. Robimy to jednak w taki sposób, żeby nikomu nie sprawić przykrości. Doskonale wiemy, co jest dla nas ważne i co stanowi o naszej wartości. A każdy popełnia błędy. Każdy też ma szansę osiągnąć sukces. Jeśli zdarzają nam się w życiu jakieś potknięcia, to dobrze. Bo one motywują do działania. W styczniu zadałam sobie pytanie: „Co chcesz w tym roku osiągnąć? Czy jest coś, co jeszcze chciałabyś zrobić?”. Jeśli tak, to wyznaczam sobie nowy cel. I bardzo dobrze, bo to świadczy o ambicjach. Dlatego porażki są ogromną nauką dla człowieka.
Czyli myślisz, że w stosunku do Klary też będziesz taka oszczędna w pochwałach?
Na pewno nie będę surowa w ocenie, ale będę chciała pokazywać jej wiele dróg, zadawać pytania, motywować. Na wuefie czy innych zajęciach sportowych często się na dzieci krzyczy albo je do czegoś zmusza, to nie jest dobra droga. Ja od samego początku założyłam, że nasza mała będzie sama o sobie decydowała tak często, jak to tylko możliwe. Niech sama decyduje, co chce jeść i jakich smaków próbować. Jednak będę jej zawsze podsuwała zdrowe wybory. Jeżeli na coś nie ma ochoty, nie zmuszam jej. Wiadomo, zobaczymy, jak to w praniu wyjdzie z innymi decyzjami, natomiast gdzieś tam z tyłu głowy mam, że chcę być dobrym przykładem dla mojej córki. Będziemy starali się Klarę zarażać sportem, ale tak naprawdę to ona zdecyduje, czy chce pójść tą drogą. Oczywiście, marzylibyśmy o tym, ale być może będzie muzykiem. Ona uwielbia muzykę. Znajomi są zdumieni, że do każdego kawałka się pięknie porusza. Naprawdę. Gdyby tutaj włączone było radio, to Klarcia by podrygiwała.
Skoro mówimy o przyszłości Klary, jakie zasady chcesz jej przekazać? Te, które sama wyniosłaś z domu czy zupełnie inne?
Chcę ją wychować w duchu katolickim, bo jestem katoliczką i w takim domu się wychowywałam. Dla nas religia i wartości z niej płynące były zawsze bardzo ważne. Mama uczyła mnie tego, abym wszystkim dzieliła się z bratem. Na przykład dawała nam cukierki. Widzieliśmy, że są dwa, ale dawała nam najpierw jeden i kazała go podzielić na dwie części. I zawsze było tak, że gryzłam po równo i musiałam bratu oddawać połowę. Poza tym każdy, kto poznał Klarę, wie, że ona się cały czas śmieje. Od dnia jej narodzin staramy się wciąż mieć uśmiech na twarzy. Dziecko przecież naśladuje rodziców. Najlepszą „zabawką” dla dziecka jest czyjaś twarz, szczególnie twarze rodziców. Dobrze, żeby były pogodne. Kiedy Robert dzwoni i mówi: „Klarunia, dzień dobry”, ona od razu się uśmiecha. I o to nam chodzi. Żeby dzielić się dobrą energią. Bo ta energia też wraca, a uśmiech dziecka to najfajniejsza rzecz na świecie.
Tyle mówisz o tej dobrej energii, uśmiechu, czy Wy się kiedykolwiek o coś kłócicie z Robertem?
My? My jesteśmy jak włoska rodzina! Zdarzają nam się tak zwane pięciominutówki. Kłócimy się o bzdety.
Aniu, dla wielu kobiet jesteś inspiracją. To z jednej strony jest ogromny przywilej, ale z drugiej – ogromna odpowiedzialność. Jak sobie z tym radzisz, wiedząc, że wszystko, co robisz, ma znaczenie dla kobiet, które Cię obserwują?
Na pewno muszę być uważna, co pokazuję, dlatego starannie dobieram marki, z którymi współpracuję. To są sprawdzone produkty, których używam na co dzień. W naszych social mediach pokazujemy też, że każdy może osiągnąć sukces. Kiedy byłam małą dziewczynką, nie wierzyłam w siebie, a teraz uwierzyłam. Dużo ludzi mówi, że sukces zawdzięczam Robertowi. Można jednak spojrzeć na to też tak, że miałam dwa razy więcej pracy do włożenia, żeby pokazać ludziom, że mimo bycia żoną Roberta od zawsze pracowałam, robiłam i robię coś swojego.
Nie masz ochoty odcinać kuponów?
Nie! Chcę też powiedzieć, że pokochałam Roberta nie dlatego, że jest piłkarzem. Wyszłam za mężczyznę, a nie za jego zawód. To jest najważniejsze. I pokochałam go, kiedy grał w drugiej lidze i oboje mieliśmy swoje cele. Robert też mi kiedyś powiedział wprost: „Nie wyobrażam sobie ciebie siedzącej w domu”. Znając nasze charaktery, naszego ducha, naszą energię, to jest nie do wyobrażenia.
No właśnie, skąd Ty czerpiesz siłę, która pozwala Ci robić tyle rzeczy naraz?
To jest kwestia ambicji.
Chcesz powiedzieć, że siła jest w głowie?
Zdecydowanie tak. Czasem jestem zmęczona, czasem płaczę, czasem mam ochotę zamknąć się w domu z rodziną i nie wychodzić z niego, czasem mam ochotę po prostu odpocząć. Kiedy tylko wraca mi energia, działam z podwójnym uderzeniem. Najważniejsze jest pozytywne myślenie i zdrowy styl życia. Ktoś może myśleć pozytywnie, ale bez odpowiedniego odżywienia, równowagi psychofizycznej, aktywności fizycznej nie oszuka swojego organizmu. Potrzebne jest holistyczne podejście, całościowe dbanie o organizm. Więc moja odpowiedzialność polega też na tym, że cały czas się uczę, zdobyłam dodatkową wiedzę na kilkudziesięciu szkoleniach (mam ponad kilkadziesiąt certyfikatów). To świadczy o tym, że nie zatrzymuję się w miejscu. Chcę się nadal uczuć i rozwijać.
Wciąż się kształcisz jako dietetyk i coach?
Tak. Bo nie można stanąć w miejscu, trzeba się cały czas rozwijać, szczególnie w moim zawodzie – jako trener, jako dietetyk, motywator. I to jest ważne. Mam także nauczycieli i otaczam się ludźmi mądrzejszymi od siebie.
Przed chwilą powiedziałaś, że są momenty, że chce Ci się płakać, masz wszystkiego dosyć. Do kogo wtedy dzwonisz po pomoc?
Dzwonię do Roberta, do mamy, do Moniki, mojej menedżerki i przyjaciółki, do mojej drugiej przyjaciółki Oli. I czasami też do Tomka, najlepszego przyjaciela Roberta.
Portale plotkarskie dużo piszą o przyjaźniach żon piłkarzy. Czy rzeczywiście tak bardzo się przyjaźnicie?
Wspieramy się, obserwujemy swoje działania. Jak ktoś ma własny biznes, rozkręca go, to chętnie pomogę, doradzę, wrzucę coś na swój Instagram. Dziewczyny jeżdżą ze mną na obozy: Bogna Sobiech, Marta Glik, Ania Peszko, Dominika Grosicka. Jestem z tego powodu bardzo dumna, bo udało mi się zarazić je tematem, zaczęły trenować same w domu. Marina Szczęsna czy Sara Boruc świetnie działają także w sferze mody. Ja też zaczęłam się nią interesować i zaczęła być dla mnie naprawdę ważna. Kiedyś, jakbyś mi zadała pytanie o modę, tobym powiedziała: „ Nie przywiązuję do tego wagi”. A teraz powiem inaczej. Modą zaczęłam się bawić i nawet, powiem szczerze, sprawia mi to ogromną przyjemność i cieszę się ze współpracy z Calzedonią.
No właśnie, jako ambasadorka Calzedonii jesteś dla wielu kobiet wzorem dobrego stylu, doradzasz im w kwestii wyglądu, wybierasz i polecasz różne produkty tej marki. Czy Tobie też ktoś doradza w kwestii stylizacji?
Mieszkamy za granicą, czasami chodzimy na różne imprezy, pokazy. Współpraca z Calzedonią na pewno poszerza mój punkt widzenia, dzięki niej bardziej interesuję się modą niż wcześniej. Dla Włochów jest ona czymś naturalnym, ja też zaczynam się nią bawić. Wzory czy aplikacje na rajstopach nie są mi już straszne. (śmiech) Produkty Calzedonii wywołują we mnie pozytywne emocje. I cieszę się, że mogę Polkom podsuwać pomysły, co z czym łączyć, jak eksponować ciało.
A Ty lubisz eksponować swoje?
Staram się powiedzieć coś pozytywnego o moim wyglądzie, a uwierz mi, że jeszcze dwa lata temu byłoby to niemożliwe... Wtedy powiedziałabym „tak” i szybko zmieniła temat. A teraz zadaję sobie pytanie: „Co lubię w swoim ciele?”. I odpowiadam: „Lubię nogi i plecy”. Te części ciała będę eksponować. Namawiam też kobiety, żeby robiły to samo co ja. Komuś się może podobać, komuś nie. Nieważne. Ważne, że mojemu mężowi się podobam. Ale wracając do twojego pytania, czy pomaga mi jakaś stylistka. Z racji pracy mam kontakt z wieloma stylistkami. I uważam, że w Polsce mamy najlepszych stylistów i bardzo zdolnych projektantów. Zawsze w Niemczech kobiety mnie pytają: „Skąd to masz?”, a ja z dumą odpowiadam: „Polish design”. Naprawdę trzeba się tym chwalić, trzeba to pokazywać, wspierać, promować, bo uważam, że mamy megapotencjał.
Co Ci się jeszcze podoba w byciu ambasadorką Calzedonii?
Calzedonia zaraża mnie pasją do mody, otwiera na bardziej odważne wzory i stylizacje. Biorę udział w pokazach mody, sesjach zdjęciowych, a niebawem ruszy wspólny projekt, który trudno będzie przeoczyć.
Robert często chodzi z Tobą na pokazy mody?
Był tylko raz, podczas Calzedonia Fashion Show w Weronie.
Nie interesuje się modą?
Bardzo się interesuje, sam ma kontrakt z jedną z marek modowych, dla której zaproponował kolekcje. Robert także zaczął się bawić modą, co mnie zaskoczyło. I nawet, przyznam szczerze, dużo wcześniej niż ja. Bo ja, kiedy byłam w ciąży, to nie skupiałam się na modzie. Chodziłam tylko w legginsach Calzedonii i bluzce z sieciówki. Do tego sportowe buty Nike. A mój mąż już wtedy zaczynał…
Stroić się? Jakiś czas temu zmienił też kolor włosów...
Piłkarze lubią czasami eksperymentować. Mój Robert należy akurat do mało kontrowersyjnych osób, ale i on pokazał pazurek. Mnie też zaskoczył, bo ja o niczym wcześniej nie wiedziałam.
To nie konsultował z Tobą zmiany koloru włosów?
Kiedy nasza fryzjerka Marylka do nas przyjechała, mnie nie było i nagle, bach! Zdjęcie. Niespodzianka.
Jak to odebrałaś?
Dobrze. Przecież my, kobiety, też testujemy różne pomysły. Włosy można obciąć, odrosną.
Ale podobała Ci się ta fryzura?
Tak. Pewnie.
Czujesz dumę, że jesteś ambasadorką Calzedonii na równi z Julią Roberts? (śmiech)
Ogromną! To wielka frajda, tym bardziej że uwielbiam produkty Calzedonii i chętnie je noszę. Julia Roberts jest moją ulubioną aktorką. Jak dziewczyny z Calzedonii do mnie zadzwoniły przed pokazem i powiedziały, że się z nią spotkam, to nie chcesz wiedzieć, jaka była moja reakcja przez telefon. „Aaaaa!”
Pisk?
I to jaki!
Zdaje się, że u Julii Roberts też był pisk, kiedy jej syn dowiedział się, że będzie Robert Lewandowski? (śmiech)
Tak, jej syn zapytał, czy może sobie zrobić zdjęcie z Robertem. To było bardzo miłe. Julia okazała się przesympatyczną kobietą, bardzo ciepłą. I ten uśmiech... super!
Jakie są Twoje plany zawodowe na najbliższy czas?
Czeka mnie kilka ekscytujących projektów. Wspólnie z Calzedonią niebawem zrobię coś po raz pierwszy. 24 marca poprowadzę wykład na Stadionie Narodowym. Ruszam z eventami, nową aplikacją Trening by Ann, dalej rozwijam moją markę Foods by Ann. Ruszam z nową marką Baby by Ann. Jeśli chodzi o projekty wydawnicze, to przygo- towuję z moim wydawcą, Burdą, dwa nowe projekty na 2019 rok. Na razie tylko tyle mogę powiedzieć.
Wygląda na to, że u Was doba nie ma 24 godzin, tylko 50! Dużo tego. A kiedy następne dziecko? Po mundialu?
Nie było pytania.
Było!
Kiedyś na pewno. Jak Bóg da, nie wiadomo! (śmiech)
1 z 7
Anna Lewandowska w Gali (2018)
2 z 7
Anna Lewandowska w Gali (2018)
3 z 7
Anna Lewandowska w Gali (2018)
4 z 7
Anna Lewandowska w Gali (2018)
5 z 7
Anna Lewandowska w Gali (2018)
6 z 7
Anna Lewandowska w Gali (2018)
7 z 7
Anna Lewandowska w Gali (2018)