CLIVE OWEN Lepszy od Bonda
Konsekwentnie wspina się po szczeblach kariery. Należy już do aktorskiej pierwszej ligi, mimo że nie mieszka w Hollywood, tylko w Londynie. Popularność nie zmieniła Clive’a Owena. Wciąż jest normalnym facetem. Po pracy na planie z Julią Roberts czy Naomi Watts zawsze wraca do ukochanej żony. „Gali” zdradza sekret udanego związku.
- GALA 13/2009||
GALA: Dobrze spałeś?
CLIVE OWEN: Nie bardzo, właśnie wróciłem z Australii, gdzie przez kilka miesięcy kręciliśmy „The Boys Are Back in Town” Scotta Hicksa. Próbuję poradzić sobie ze zmianą czasu.
GALA: Film skończony?
CLIVE OWEN: Prawie, został nam jeszcze tydzień zdjęć w Londynie.
GALA: Przegrałeś rolę Bonda z Danielem Craigiem. A poza tym grałeś już wszystkich możliwych szpiegów i agentów. W najnowszych filmach „Gra dla dwojga” i „The International” też. Nie masz czasem dość?
CLIVE OWEN: Zasadniczo jestem zadowolony z tego, że robię takie filmy, jakie robię. Byłem tak zapracowany, że jeszcze nie widziałem ostatniego 007, ale i tak myślę, że „International” to standard sam w sobie. Od początku podobał mi się scenariusz. Przypomniał mi paranoidalne polityczne thrillery z lat 80.
GALA: Jakie filmy masz na myśli?
CLIVE OWEN: „Syndykat zbrodni”, „Francuski łącznik”, „Wszyscy ludzie prezydenta”, no wiesz, ten typ filmów.
GALA:W „International” próbujesz doprowadzić przed oblicze sprawiedliwości władze jednego z najpotężniejszych banków świata. Teraz to temat bardzo na czasie...
CLIVE OWEN: Nie tylko teraz. Pamiętam, kiedyś przyłączyłem się do strajku górników w Wielkiej Brytanii. W tamtym czasie byłem bezrobotny, a mój przyjaciel pracował jako górnik. On i jego koledzy z kopalni byli dobrze opłacani, zawsze mieli kredyty w bankach. Jednak w momencie, kiedy przekraczali swój debet choćby o grosze, banki wstrzymywały wszystko, blokowały im pieniądze. Dlatego wtedy strajkowali. Byłem bardzo zszokowany tym, jak dobrze traktuje cię bank, kiedy masz pieniądze, i jak to się drastycznie zmienia, kiedy ci ich, choćby chwilowo, zabraknie.
GALA: Teraz ludzie są ostrożniejsi w kwestii pieniędzy.
CLIVE OWEN: Myślę, że zwłaszcza w ciągu ostatniego roku sporo się zmieniło. Do niedawna wpłacaliśmy pieniądze na konto i zazwyczaj ufaliśmy, że są tam dostatecznie bezpieczne i dobrze zarządzane. Ale po tych wszystkich niezwykłych wydarzeniach w ostatnich miesiącach ludzie zaczęli się zastanawiać, gdzie właściwie są ich oszczędności, kto i do czego ich używa. Dużo mówi się teraz o tym, ile broni jest na świecie, ale przecież tę broń ktoś kupuje i sprzedaje. Film „The International” opowiada o sytuacji, gdy zaczynasz zadawać sobie pytania, co dzieje się z twoimi pieniędzmi.
GALA: Idealny czas na premierę...
CLIVE OWEN: Niesamowicie! Od czasu, kiedy go kręciliśmy rok temu, zyskał niesłychanie na aktualności. W kontekście tego, co się wydarzyło na świecie, można pomyśleć, że maczaliśmy w tym palce.
GALA: Skoro mowa o pieniądzach, ty dorabiasz sobie w reklamach.
CLIVE OWEN: Nie zrobiłem ich znowu tak wiele... Te, w których wystąpiłem, były naprawdę z klasą. Unikam też akcji promocyjnych. Dałem się przekonać tylko raz przez ludzi z BMW osiem lat temu. To był niesamowity projekt dzięki reżyserom Angowi Lee, Wong Kar-Waiowi, Johnowi Frankenheimerowi. Zrobiłem też reklamy dla Lancôme (aktor jest twarzą perfum i męskiej linii kremów – przyp. red.). Też wyreżyserował je Wong Kar-Wai. Świetnie się bawiłem.
GALA: W „Grze dla dwojga” znów grasz z Julią Roberts. Pięć lat temu spotkaliście się na planie filmu „Bliżej”. Jak było?
CLIVE OWEN: Uwielbiam z nią pracować. Wtedy to było jak sen. Totalnie wsiąkłem, czytając scenariusz „Bliżej”, i pomyślałem, że muszę zagrać z Julią. Nie marzyłem nawet, że się zgodzi. Wtedy spodziewała się dziecka. Tym razem też wiedziałem, że żadna aktorka nie będzie od niej lepsza. Szczerze mówiąc, w całej mojej karierze z nikim nie pracowało mi się tak dobrze jak z Julią. Naprawdę ją lubię. Prywatnie jest niesamowicie inteligentną, miłą i ciepłą osobą. Jest także świetną aktorką i wiem, że mogę się od niej wiele nauczyć. Podnosi poprzeczkę, bo ma umiejętności, o których ja mogę tylko pomarzyć – naturalne wewnętrzne światło czy niebywałą lekkość dowcipu.
GALA: W „Grze dla dwojga” rozmawiacie ze sobą z prędkością karabinu maszynowego.
CLIVE OWEN: Tylko upewniałem się, gdzie zaczyna się moja linijka tekstu. Scenariusz jest aż ciężki od dialogów i trzeba być piekielnie szybkim, żeby za nimi nadążyć. Wymagał maksymalnej koncentracji.
GALA: Miałeś kłopoty, żeby się w tym wszystkim połapać?
CLIVE OWEN: Scenariusz pochłonął mnie całkowicie od pierwszego momentu. Zastanawiałem się tylko, jak ja to zrobię, ale z każdą kolejną przeczytaną stroną te wątpliwości były coraz mniejsze. A kiedy odwróciłem ostatnią kartkę, wiedziałem dokładnie, co i jak mam zagrać. Zadzwoniłem do agenta i rozemocjonowany powiedziałem mu: „Przeczytałem, to jest to!”. Dużo czasu zajęło nam podopinanie terminów, ale myślę, że było warto. Właśnie dla dialogów. Ich ilość przypomina trochę spektakl w teatrze.
GALA: Brakuje ci sceny?
CLIVE OWEN: Nie, nie brakuje mi gry na żywo. Szukam tylko dobrych dialogów. Kiedy robisz świetny film, czujesz to gdzieś pod skórą. Czujesz ten właściwy rytm. Wtedy chodzenie do pracy staje się prawdziwą przyjemnością.
GALA: „Gra dla dwojga” jest o zaufaniu. Ty ufasz ludziom?
CLIVE OWEN: Myślę, że tak.
GALA: Czego potrzeba, żebyś mógł komuś w pełni zaufać?
CLIVE OWEN: Mam doskonałe wyczucie, czy powinienem brać kogoś na poważnie, czy też nie. Wiem, kiedy ktoś mi próbuje wcisnąć kit.
GALA: W „International” się nie poddajesz. W życiu też jesteś taki uparty?
CLIVE OWEN: Nie mam takich obsesji jak faceci, których gram. Tylko w pracy mam okazję przekonać się, jak to jest.
GALA: I co, wiesz już?
CLIVE OWEN: Tak, wiem bardzo dobrze, że to nie dla mnie. Nie chcę skończyć z lufą przystawioną do tyłu głowy.
GALA: Twój bohater może tak żyć, bo nie ma rodziny, dzieci. Czy kiedykolwiek musiałeś wybierać: kariera albo dom?
CLIVE OWEN: Nie. To zasługa mojej żony Sarah- Jane. Nigdy nie musiałem odrzucić roli w filmie ze względu na to, gdzie kręcone są zdjęcia. Na przykład teraz w Australii pracowaliśmy trzy miesiące. To oczywiście jest bardzo trudne i dla mnie, i dla niej, i dla dzieci. Ale staram się zachować we wszystkim właściwe proporcje. Muszę mieć pewność, że jeśli ciężko pracuję, to potem robię sobie długą przerwę tylko dla rodziny. Cała ta żonglerka nie jest łatwa. Dajemy radę wyłącznie dzięki Sarah-Jane. Tylko raz w całej mojej karierze powiedziała „stop”, zrobiłem to bez gadania. To ona trzyma naszą rodzinę, daje mi jednocześnie wsparcie i wolność. Nigdy nie czułem się ograniczany ani przypierany do muru. Nigdy nie czułem, że muszę rezygnować z czegoś ze względu na zobowiązania wobec rodziny.
GALA: Czy twoi bliscy pojechali z tobą do Australii?
CLIVE OWEN: Tak, oczywiście, byli. Nie cały czas, bo dziewczynki nie mogą opuścić szkoły. Przyjechały do mnie, gdy miały przerwę w zajęciach, na dwa tygodnie.
GALA: Podobno twoje córki śmieją się z twojej pracy...
CLIVE OWEN: One w ogóle ciągle się ze mnie śmieją. Nie biorą mnie na poważnie nawet odrobinę. Niestety...
GALA: Mimo wszystko jesteście szczęśliwi. Masz na to jakiś sekretny sposób?
CLIVE OWEN: Przede wszystkim poczucie, że mam wszystko. Stabilne życie prywatne, cudowną rodzinę, a poza nią robię to, co kocham. Ale tak naprawdę cała tajemnica tkwi w tym, że swego czasu poderwałem właściwą dziewczynę.
GALA: I to, że ciągle zajmujesz najwyższe miejsca w rankingach na najlepiej ubranego albo najseksowniejszego mężczyznę, nie robi na tobie wrażenia?
CLIVE OWEN: Myślę, że niektóre panie, widząc mnie, robią takie „Phi, on? No gdzie?!”.
GALA: Twój ojciec był piosenkarzem country, a ty jesteś wielkim fanem Davida Bowiego. Nie miał ci tego za złe?
CLIVE OWEN: Nie rozmawialiśmy na ten temat... Jako nastolatek zostałem fanem Davida. Wywarł na mnie większy wpływ niż jakikolwiek aktor czy ktokolwiek, kogo znałem z telewizji. Zresztą wciąż mam na jego punkcie świra. Zbieram wszystko, co kiedykolwiek nagrał...
GALA: Czyli jednak masz jakąś obsesję... Chodziłeś na jego koncerty?
CLIVE OWEN: No pewnie.
GALA: Spotkaliście się kiedyś?
CLIVE OWEN: Wpadliśmy na siebie za kulisami przy okazji jakiejś imprezy.
GALA: No i?
CLIVE OWEN: Byłem bardzo zawstydzony. David Bowie i Steven Gerrard (piłkarz angielski – przyp. red.) to dwie osoby, które zupełnie mnie onieśmielają. Mogę spotkać jakiegokolwiek znanego człowieka, nigdy nie będę czuł się spięty, ale w towarzystwie któregoś z tych dwóch...
GALA: Zaryzykowałeś mocno swoją karierę, robiąc takie filmy jak „Z zamkniętymi oczami”, o mężczyźnie zakochanym w swojej siostrze, czy „Bent”, gdzie grałeś homoseksualistę w nazistowskich Niemczech. Dzisiaj przyjąłbyś kontrowersyjną rolę?
CLIVE OWEN: Był taki czas, kiedy brałem każdy film, który mi zaproponowano. Poza tym zawsze czułem, że najlepszą rzeczą, jaką mogę zrobić, żeby być na topie przez dłuższy czas, jest grać role tak różne, jak to tylko możliwe. Jeśli popatrzysz na to, jakie filmy robiłem przez ostatnie lata, zauważysz, jak bardzo były różne. Najważniejsze to nie dać się zaszufladkować. Na przykład film, który teraz robię („The Boys Are Back in Town” – przyp. red.), jest inny od „ The International” i „Gry dla dwojga”. Gram w nim samotnego ojca wychowującego dwoje dzieci. To niskobudżetowy rodzinny dramat, film, który jest na przeciwległym biegunie niż „Gra...” czy „The International”. Staram się wybierać od czasu do czasu również takie produkcje i uważam, że to nie ryzyko, lecz eksplorowanie nowych obszarów.
GALA: Żałujesz czegoś w swojej karierze?
CLIVE OWEN: Nie tylko niczego nie żałuję, ale wręcz od kilku lat czuję, że udaje mi się pracować z tymi reżyserami, z którymi chcę pracować. Tony Gilroy, reżyser „Gry dla dwojga”, i Tom Tykwer, „The International”, to rewelacyjni twórcy. Olbrzymim wyróżnieniem było dla mnie spotkać ich na swojej drodze zawodowej. Dzięki nim mogę powiedzieć, że wciąż uczę się nowych rzeczy, rozwijam się. W moim wieku to duże szczęście.
GALA: Media cytowały twoje słowa: „Nie robię emocji, emocje są przereklamowane, ja chciałbym tworzyć obecność”. Kiedy to powiedziałeś?
CLIVE OWEN: To nie jest moje stwierdzenie. Nigdy, przenigdy, za żadne skarby świata nie powiedziałbym czegoś takiego. Aktorstwo to bardzo emocjonalne zajęcie. W tym zawodzie chodzi właśnie o emocje, o to, co i jak wyrazić. Dlatego właśnie zostałem aktorem.
1 z 3
CLIVE OWEN Lepszy od Bonda
CLIVE OWEN Lepszy od Bonda
2 z 3
CLIVE OWEN Lepszy od Bonda
CLIVE OWEN Lepszy od Bonda
3 z 3
CLIVE OWEN Lepszy od Bonda
CLIVE OWEN Lepszy od Bonda