Reklama

Tylko najbliższe osoby wiedziały o planach Sandry Bullock. „Louis przyszedł na świat w styczniu, a to jest najgorętszy czas w branży filmowej – czas rozdawania nagród. Byłam wtedy nominowana do kilku z nich i nie chciałam, żeby paparazzi zrobili z naszego życia piekło. Dlatego nie mówiłam o adopcji” – zwierzała się w ekskluzywnym wywiadzie dla magazynu „People”, którego udzieliła dopiero pod koniec kwietnia 2010 roku. „Moje makijażystki musiały się wtedy zastanawiać, dlaczego mam coraz większe cienie pod oczami. A ja byłam po prostu wycieńczona opieką nad moim małym synkiem” – kończyła.

Reklama

Aktorka o adopcji zaczęła myśleć już w 2006 roku. Kilka miesięcy po ślubie z Jessem Jamesem, kiedy okazało się, że nie może urodzić dziecka w naturalny sposób, razem z mężem zgłosiła się do odpowiedniej agencji. Chcieli stworzyć dom dla sieroty z Nowego Orleanu nawiedzonego rok wcześniej tragicznym w skutkach huraganem Katrina. Sandra nie wykorzystała jednak swoich koneksji i cierpliwie przechodziła cały proces adopcyjny. W końcu w 2009 roku para dostała swoją szansę na szczęście. Do ośrodka zgłosiła się kobieta w ciąży, która nie miała środków na wychowanie dziecka. Była zdecydowana oddać je komuś, kto stworzy mu lepszy dom. Sandra nie wahała się ani chwili. Niestety, kilka tygodni po przyjściu małego Louisa na świat wybuchł skandal związany z romansami męża aktorki. „To miał być ich syn. Okazało się jednak, że Sandra będzie wychowywała go sama. Później mówiła, że tylko dzięki niemu przetrwała bolesne rozstanie” – zdradzała jej przyjaciółka. Dziś Louis ma już dwa lata i jest bardzo pogodnym dzieckiem.

Wielka niespodzianka

Bomba wybuchła w połowie marca tego roku. Właśnie wtedy Charlize Theron ogłosiła, że... została mamą! Na razie wiadomo tylko, że chłopiec ma na imię Jackson, jest czarnoskóry i urodził się w Ameryce. A to akurat bardzo spodobało się organizacjom działającym na rzecz sierot. „W USA są miliony opuszczonych dzieci. Ponad 40 procent z nich jest czarnoskóre. Najgorsza sytuacja dotyczy małych chłopców. Jeżeli nikt ich nie adoptuje do trzeciego roku życia, najczęściej zostają już w domu dziecka. Żaden maluch nie zasługuje na taki los. Przykład Charlize i wcześniejszy Sandry Bullock czy Kristin Davis może to zmienić” – przekonywała działaczka Britni Danielle.

Szansa na drugie życie

Blake Edwards, reżyser kultowej już „Różowej Pantery”, i aktorka Julie Andrews w latach 70. przechodzili poważny kryzys zawodowy. Uciekli z Hollywood do spokojniejszego Malibu, przestali też odbierać telefony od dziennikarzy. „Chcieliśmy zniknąć. I skoncentrować się na prawdziwym życiu, które przeciekało nam przez palce” – tłumaczyła aktorka. Zaczęli też starać się o dziecko. „Nasze pociechy z poprzednich małżeństw już się usamodzielniły, a dom był pusty i ponury” – mówiła dalej. Niestety, okazało się, że Julie nie może zajść więcej w ciążę. Nie załamali się jednak. „Słyszeliśmy wstrząsające historie o losach wietnamskich dzieci, które zostały sierotami po wojnie. Dlatego postanowiliśmy pomóc przynajmniej dwóm z nich” – zdradzała aktorka w wywiadzie dla magazynu „People” w 1977 roku. Już wtedy po ich domu biegały malutkie dziewczynki – trzyletnia Amy Leigh i rok młodsza Joanna Lynne.

To nasze przeznaczenie

Dopiero po latach Hugh Jackman zdecydował się na tak szczery wywiad. „To było bardzo bolesne. Staraliśmy się o dziecko, wierzyliśmy, że niedługo zostaniemy rodzicami. I nagle okazało się, że nie jest to takie oczywiste” – opowiadał w 2011 roku. – Lekarze zaproponowali metodę in vitro. Niestety, mimo wielu prób Deborze nie udało się zajść w ciążę”. Wtedy razem z żoną Deborrą-Lee Furness tra fili do centrum adopcyjnego. „To było nasze przeznaczenie” – tłumaczył.

W formularzu zaznaczyli opcję, że mogą przyjąć dziecko dowolnej rasy. Już wtedy wiedzieli, że czarnoskóre, latynoskie czy azjatyckie maluchy mają dużo gorszą sytuację w domach dziecka. „Przodkami Oscara (urodzonego i adoptowanego przez nich w 2000 roku – red.) byli Afroamerykanie, Hawajczycy, a nawet Indianie z plemienia Cherokee. Natomiast Ava (która dołączyła do ich rodziny w 2005 roku – red.) ma w sobie meksykańską i niemiecką krew – zdradzał Hugh. – Nie rozumiem, jak ludzie mogą latami czekać na niebieskooką blondyneczkę, skoro jest tyle innych dzieci potrzebujących natychmiastowej pomocy”.

Do takiego samego kroku przekonała gwiazdę „Seksu w wielkim mieście” Kristin Davis „lekarka sierot” Jane Aronson. „Spotkałam się z nią kilka razy. Jane jest orędowniczką miejscowych adopcji – jest przecież tyle sierot w USA, że nie trzeba jeździć po świecie, by pomóc jakiemuś maluchowi” – tłumaczyła aktorka. W sierpniu 2011 roku do jej domu tra fiła Gemma Rose. „Czekałam dwa lata na dziecko. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że to jest tak trudny proces. Szczególnie że jestem osobą samotną i musiałam spełnić dużo większe wymagania” – zdradzała.

Szczęśliwe tylko na zdjęciu


Nikt nie wiedział, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami rezydencji Joan Crawford. A działo się naprawdę wiele. Według wspomnień Christiny, najstarszej adoptowanej córki aktorki, ich matka regularnie znęcała się psychicznie i fizycznie nad całą przygarniętą piątką. Najboleśniejsze wspomnienia dziewczyna opisała w wydanej w 1978 roku książce „Mommie Dearest”. „Matka była alkoholiczką. I kochała tylko siebie. My byliśmy jej potrzebni do tego, by interesowały się nią media. Adoptowała nas dla rozgłosu” – pisała Christina. Sama Joan nie miała możliwości odnieść się do tych oskarżeń. Zmarła rok przed wydaniem książki. Ale jeszcze za życia często opowiadała o swoich metodach wychowawczych. „Moi rodzice byli bardzo surowi. Ja też jestem zwolenniczką ostrej dyscypliny, może nawet bardzo ostrej. Ale na Boga, co to za życie bez dyscypliny?” – pytała dziennikarzy.

By wyzbyć się egoizmu

Macierzyństwo nie było dla Diane Keaton nagłą potrzebą. „Raczej ideą, która kiełkowała we mnie przez lata” – wspominała. Aktorka bardzo szczerze przyznała, że zanim zdecydowała się adoptować dzieci, żyła tylko dla siebie. „To były lata samolubności. Nie myślałam o niczym innym, tylko o karierze. Co więcej, po czterdziestce wciąż czułam się jak córeczka moich rodziców. I bardzo mi się to podobało” – tłumaczyła. Decyzja o założeniu rodziny kiełkowała w niej aż do 50. urodzin. Wtedy, w 1996 roku, w jej życiu pojawiła się malutka Dexter. I zmieniła je całkowicie.

„Nie spodziewałam się tego, co nastąpiło później. W ogóle przestałam zajmować się sobą, ta malutka istotka była w centrum uwagi. I co najdziwniejsze, nie miałam z tym żadnego problemu” – opowiadała aktorka. Sześć lat później do jej rodziny dołączył Duke. „Razem stworzyliśmy związek idealny. Oparty na prawdziwejmiłości, zaufaniu i szacunku. Chociaż z tym ostatnim jest różnie. Dexter i Duke często śmieją się z moich ubrań” – żartowała Diane Keaton.

Rodzicielskie błędy

Trzyletnią Nicole uwielbiali wszyscy na planie. Dziewczynka była wesoła, rezolutna i bardzo grzeczna. „Ja i moja żona Brenda zakochaliśmy się w niej od pierwszego wejrzenia. Jej rodzice pracowali przy moim teledysku, ale nie byli zbyt dobrze sytuowani. Chcieliśmy pomóc naszej pupilce” – zdradzał Lionel Richie. Wspólnie zdecydowali, że dziewczynce będzie lepiej w domu piosenkarza. I dlatego w 1984 roku Nicole zamieszkała ze swoją nową rodziną. „Żebym jak najmniej przeżyła rozstanie z biologicznymi rodzicami, Lionel zapisał mnie na psychoterapię. Spełniali też mój każdy, nawet najmniejszy kaprys” – wspominała Nicole w wywiadzie dla „Vanity Fair”. O cjalnie adoptowali ją sześć lat później. Akurat w czasie, gdy na jaw wyszedł romans Lionela. „Moi przybrani rodzice zaczęli długi i bolesny rozwód. A ja, żebym nie odczuła jego skutków, byłam rozpieszczana podwójnie. Teraz uważam, że nie jest to najlepsza metoda. Drogimi prezentami próbowali rekompensować mi brak poczucia bliskości” – kończyła. Gwiazdor dopiero po latach przyznał Nicole rację. „Teraz, z perspektywy, wiem, że popełniliśmy wiele błędów. Byliśmy bardzo nieodpowiedzialni” – przyznał.

Święta Mia z Hollywood

Reklama

Mia Farrow nie bała się kolejnych wyzwań. W show-biznesie jest już nawet wzorem odwagi i poświęcenia. Nie ma się jednak co dziwić. Aktorka adoptowała aż 11 dzieci. „Nie były to jednak słodkie bobaski, tylko maluchy, które naprawdę potrzebowały pomocy i bliskości” – komentował magazyn „People”. I tak w rodzinie byłej partnerki Woody’ego Allena znalazło się miejsce m.in. dla osieroconego podczas wojny wietnamskiej i chorego na astmę Larka, cierpiącego na porażenie kończyn Gabriela, dotkniętego polio i porzuconego na stacji kolejowej w Kalkucie Thaddeusa, niewidomego Tama, a nawet Isaiaha, chłopca, który urodził się uzależniony od cracku. „Oczywiście, że się bałam. Ale zawsze, kiedy widziałam krzywdę bezbronnego malucha, najpierw zaczynałam działać, a dopiero później myśleć. Wiedziałam, że kolejne adopcje były nierozsądne, urodziłam przecież czwórkę własnych dzieci, jednak w głębi duszy czułam, że muszę dać radę. I dawałam” – wspominała. Aktorka współpracuje też z UNICEF-em. Jako Ambasadorka Dobrej Woli brała udział w kampaniach promujących walkę z polio (sama cierpiała na tę chorobę w wieku 9 lat) czy z głodem wśród najmłodszych. Mia poniosła tylko jedną porażkę. Po romansie Woody’ego Allena z adoptowaną przez nią Soon-Yi straciła nie tylko partnera, ale też córkę.

Reklama
Reklama
Reklama