Reklama

O swojej marce opowiada z pasją. Jest autentyczna. Wie, jaki ma cel i nie boi się przeciwności losu. Jej motywacją do tworzenia, jest możliwość dawania kobietom poczucia, że są piękne, silne i pewne siebie niezależnie od rozmiaru. Inga Sosna, założycielka, projektantka i współwłaścicielka marki Lofju to prawdziwa #GirlBoss. Rozmowa z nią była niezwykle inspirująca. Jak z marki szyjącej eleganckie ubrania dla dzieci uczyniła high-end fashion brand? Jaka jest kobieta Lofju? W czym pomogło jej doświadczenie w modelingu i dlaczego tak bardzo zależy jej na tworzeniu odpowiedzialnej mody?

Reklama

Xymena Borowiecka, Gala.pl: Lofju naturalnie kojarzy się z czymś dobrym, pozytywnym. Jestem pewna, że za nazwą kryje coś więcej…

Inga Sosna, założycielka, projektantka i współwłaścicielka marki Lofju: Bardzo lubię tę historię. 11 lat temu mój starszy syn miał pięć lat, a ja zakładałam markę Lofju. Szukałam nazwy. W tamtym momencie tworzyliśmy ubranka dziecięce dla chłopców i dziewczynek - eleganckie sukienki, garnitury. To był czas, kiedy mój syn uczył się pisać. Poprosiłam go, żeby napisał I Love You (ang. kocham cię – red.). Zrobił to fonetycznie – Lof Ju, jako dwa oddzielne słowa. I faktycznie – zauważyłam, że niektórzy ludzie specjalnie tak mówią, żeby brzmieć łagodniej. Stwierdziłam wtedy, że to jest świetny pomysł na nazwę marki, szczególnie dziecięcej. Pierwszym logiem, do momentu rebrandingu, był nawet ten odręczny zapis mojego syna, który zeskanowałam. Później, kiedy marka rozwinęła się, a ubranka dziecięce zastąpiły suknie wieczorowe, zastanawiałyśmy się, czy zostawić tę nazwę. Koniec końców, jak dobry talizman, została. Chciałam, chcę, żeby każda kobieta, która nosi projekty marki Lofju, czuła, że to ubranie ją kocha. Jestem wierna temu przesłaniu.

Jak wyglądał proces przemiany marki? Skąd czerpałaś inspiracje?

To było zupełnie naturalne. Sukienki i garnitury dla dzieci kupowane były zazwyczaj na konkretną okazję – urodziny, komunie, przyjęcia. Mamy często pytały, czy z tej tkaniny mogłabym stworzyć dla nich sukienkę, spódnicę, czy koszulę. W ten sposób pojawiło się u nas szycie na miarę. Miałyśmy świetną krawcową, która z radością podejmowała się nowych wyzwań. I to się sprawdziło. Później pojawiły się kolejne krawcowe, firma zaczęła się dynamicznie rozwijać. Tworzyliśmy coraz więcej kobiecych sukienek, marynarek, sukni wieczorowych. Na początku nie miałam odwagi, by pójść krok do przodu i tworzyć tylko dla kobiet. Pewności siebie dodała mi moja wspólniczka. I choć nie do końca zaplanowana, to była dobra decyzja.

fot. lazysundaysleeptillmonday

Istotną, integralną wręcz częścią działalności Lofju jest szycie na miarę, o którym wspomniałaś, ale tworzysz też regularne kolekcje.

Jeżeli chodzi o projektowanie ubrań do kolekcji, to myślę o kobiecie Lofju, która jest pewna siebie i chce ubraniem podkreślić swoją osobowość. To, co ma na sobie, ma sprawić, że rozkwitnie. Równie ważna jest dla mnie także kwestia praktyczna i wielofunkcyjność – zarówno w przypadku projektów szytych na miarę, jak i tych, które znajdą się w kolekcji. Ukrywamy na przykład kieszenie w spódnicach wieczorowych. Co więcej, moje suknie zazwyczaj złożone są z dwóch części. Górę i dół możemy później dowolnie łączyć z innymi częściami garderoby. Poza tym, w kolekcjach są zestawy - body i spódnica, body i spodnie, body, marynarka i spodnie.

To bardzo odpowiedzialne podejście do mody.

Tak. Od dawna stosuję takie rozwiązania u siebie. Lubię też przerabiać ubrania. Z długiej spódnicy zrobić krótką, z resztek tkaniny uszyć top. Tchnąć w ubranie drugie życie.

Szycie na miarę to ciekawe, maksymalnie angażujące wyzwanie dla projektanta. Jak wygląda u Ciebie?

Przede wszystkim staram się dopytać o istotne dla mnie szczegóły. Po pierwsze, gdzie odbywa się uroczystość i co to za okazja. Suknia czasami nie może być zbyt krótka, nie może też zbyt wiele odsłaniać. Czasami kreację trzeba dopasować do obuwia. Zupełnie inną kreację tworzę, mając na uwadze to, że moja klientka zamiast szpilek, będzie miała na sobie płaskie sandały. Trzecia rzecz – kluczowa – to pytanie, co moja klientka lubi, jakie atuty chce szczególnie wyeksponować. Kiedy już to wiem, w mojej głowie klarują się konkretne pomysły. I chociaż z reguły pierwsza wizyta jest raczej oparta na zbieraniu informacji, to zdarza się, że powstają już na niej pierwsze szkice.


fot. lazysundaysleeptillmonday

Porozumienie dusz?

Tak! Kiedy "to" czuję, to rysuję na bieżąco. I nawet jesteśmy w stanie zdjąć miarę. Wszystko dzieje się spontaniczne. Często z zaprzyjaźniam się z klientkami. Wiele z nich wraca, ponieważ podczas spotkań rodzą się kolejne pomysły, wizje, inspiracje. Tworzy się relacja. Porozumienie i zaufanie. Zresztą, jako nastolatka uwielbiałam w ten sposób spędzać czas koleżankami. Robiłyśmy sobie makijaże, przebierałyśmy się, nawet przekłuwałyśmy sobie uszy [śmiech]. Wtedy była to dla mnie forma kreatywnego wyrażania, która była głównie zabawą - dzisiaj podchodzę do tego na poważnie i mam z tego ogromną satysfakcję.

Opowiadasz o tym z ogromną pasją, zaangażowaniem. Mam wrażenie, że robisz wszystko, żeby uszczęśliwić osobę, dla której tworzysz kreację. Zależy Ci, żeby czuła się wyjątkowo.

Zdecydowanie. I to zarówno, kiedy projektuję ubrania do kolekcji, jak i te wyjątkowe, na konkretną okazję. Chcę wydobywać kobiece piękno, podkreślać atuty.

Z Twojego atelier wychodzi inna, nowa osoba?

Nie, uważam, że to jest ta sama osoba, ale w najlepszym swoim wydaniu.

Podejmujesz się realizacji projektów ekspresowych?

Tak. Nie lubię odmawiać. Dowiaduję się więc, co to za projekt i idę na zaplecze. Tam mam moją wspaniałą drużynę. Następuje pełna mobilizacja. Odkładamy wszystko na bok. Przyjeżdża Karolina, która wykonuje u nas ręczne hafty. Na bieżąco ustalamy, co dalej. Jeżeli wszystko dobrze się zorganizuje, jesteśmy w stanie w dwa-trzy dni stworzyć wyjątkową, wieczorową kreację. Ale nie pracujemy po nocach [śmiech].

fot. lazysundaysleeptillmonday

Pracowałaś jako modelka. Jak doświadczenie, Twoja kariera, wpłynęły na to, w jaki sposób pracujesz?

Zawsze podchodziłam do projektantów z podziwem, byli źródłem inspiracji. Dla mnie to było coś magicznego, na tyle nieosiągalnego, że nigdy nawet nie śmiałam marzyć o tym zawodzie. W tamtym momencie uwielbiałam być modelką i nosić wyjątkowe ubrania. Doświadczyłam tego uczucia, którego doświadczają teraz moje klientki - na pokazach mody miałam na sobie kreacje, które były dopasowywane specjalnie dla mnie, a potem wychodziłam na wybieg, stawałam w świetle fleszy i czułam się niesamowicie. Tak mają się czuć moje klientki - jak królowe.

Już wiesz, jak to jest być po tej drugiej stronie.

Bardzo ważne jest dla mnie to, jak traktuję modelki, które dla mnie pracują. Sama byłam modelką i niejednokrotnie byłam traktowana przedmiotowo. Dlatego też dbam, żeby dziewczyny czuły się po prostu przepięknie. Otaczam je opieką, mówię komplementy. Cenię i szanuję wszystkie osoby pracujące przy moich projektach, każdy jest dla mnie tak samo ważny.

Czym jest dla Ciebie kolekcja casualowa? Chciałaś, aby więcej kobiet mogło poczuć się wyjątkowo? Zwiększyć dostępność Lofju?

Tak. To linia przystępna cenowo. Ubrania są też wielofunkcyjne. Są one size (w uniwersalnym rozmiarze – red.). Chciałam, żeby kobiety mogły w nich zaakceptować siebie - w lipcu noszę rozmiar 38, a w lutym 42 i to jest okej. Jestem piękna taka, jaka jestem. W tej spódniczce, czy topie, niezależnie od rozmiaru, wciąż się sobie podobam.

To totalnie Twoja kolekcja. Nosisz te projekty, więcej – pokazujesz w social mediach, jak je nosić. Widać, że dobrze się w nich czujesz.

Zdecydowanie. Chciałabym, żeby wszystkie dziewczyny, które noszą i będą nosić ubrania z linii Lofju Casual kreatywnie je wykorzystywały. Żeby miały świadomość, że spódniczki mogą mieć wiele zastosowań. To też świetny sposób, żeby zaskakiwać osoby, z którymi są na przykład na wakacjach. Dzięki tym ubraniom można odkrywać swoją kreatywność.

Wypuściłaś nową kolekcję w momencie, w którym wiele branż przeżywa kryzys.

Nie było łatwo, ale nie poddałam się. Klientki już do nas wracają. Nie szyjemy tylko wieczorowych kreacji. Mamy świetne krawcowe, które podejmą się każdego zadania.

Kolekcja casualowa jest Twoją odpowiedzią na nową rzeczywistość?

Myślę, że tak. Sposób noszenia ubrań z tej kolekcji, akceptowanie swojego ciała i myśl, że są tak wykonane, że będą je nosić kolejne pokolenia… To jest dla mnie bardzo istotne.

Nie ilość, a jakość?

Tak, zdecydowanie. Nie chcemy brać udziału w fast fashion. Świat jest przepełniony ubraniami. Dla mnie kimono jest szlafrokiem, letnim płaszczykiem, narzutką, sukienką na plażę. Lepiej mieć mniej rzeczy, ale wykorzystywać je na wiele sposobów.


fot. lazysundaysleeptillmonday

Slow fashion. Mam nadzieję, że to nie będzie tylko trend, a sposób pojmowania mody.

Zachęcam do łączenia Lofju z rzeczami z szafy. Fajnie jest wykorzystywać to, co mamy. Bawić się modą. Budować garderobę na lata, a nie na jeden sezon.

Zależy Ci na tworzeniu odpowiedzialnej marki.

Bardzo. Stale odkrywamy, szukamy nowych możliwości. Niektóre ubrania są produkowane z całkowicie naturalnych tworzyw. Szukamy ekologicznych rozwiązań na przyszłość. Boli mnie wpisywanie w metki słowa poliester…

Jak widzisz swoją markę w przyszłości?

Jestem bacznym obserwatorem tego, co się dzieje. Pracujemy na przykład nad pozyskaniem cekinów z recyklingu. Jestem zwolenniczką tego, żeby niczego nie marnować. Z tkaniny użytej w kolekcji z 2016 roku niedawno uszyliśmy zupełnie nowe rzeczy. Jestem z tego dumna. My nie chcemy korzystać z półśrodków. Jesteśmy marką premium, która nie chce szkodzić planecie, tylko budować lepszy świat. Promować dobre praktyki. Zależy nam, żeby rzeczy, które nosiła mama, z taką samą radością nosiła córka. Znalazłyśmy odpowiedzialne źródła i jesteśmy pewne, że nasze działania przyniosą oczekiwane rezultaty.

Reklama

ZOBACZ TAKŻE: KASIA STRUSS - mama, supermodelka, bizneswoman. "Podczas ciąży miałam niesamowicie silną wizję marki, nie mogłam tego zignorować" [WYWIAD]

Reklama
Reklama
Reklama