To moja woda!
Woda to źródło życia. Tak się mówi. I to prawda. Tak jak my kobiety. Też jesteśmy źródłem życia. Dajemy energię i napęd do działania sobie samym, sobie nawzajem, naszym mężczyznom, rodzinom i bliskim. A energii właśnie potrzebujemy coraz więcej, bo życie, czy nam się tak wydaje czy nie, upływa szybciej. Ja staram się nie ulegać gonitwie i żyć w zgodzie z naturą. Wraz z porami roku zmienia się rytm mojego dnia, ale woda towarzyszy zawsze. Znalazłam taką, o której mogę powiedzieć: „To moja woda!”.
Latem zdecydowanie odczuwam, że mam więcej czasu dla siebie. Moją ulubioną porą dnia są poranki, które należą całkowicie tylko do mnie. Po przebudzeniu, dzień rozpoczynam od dwóch podstawowych czynności w niezmiennej kolejności: mycia zębów i szklanki mojej ulubionej źródlanej wody. Bakterie z jamy ustnej po nocy mogą być przyczyną wielu chorób, zaczynam więc od usunięcia ich z drogi. Dzięki piciu wody na czczo, moja przemiana materii przyspiesza co najmniej o 24%, a jelita łatwiej radzą sobie z usuwaniem jej skutków. Badania pokazują, że picie 500 ml wody na czczo zwiększa przepływ krwi w skórze i nadaje jej blask oraz świeżość. Toksyny z organizmu uwidaczniają się najbardziej w stanie skóry. Im bardziej nawilżony organizm, tym mniej problemów z wyglądem.
Powietrze o świcie ma więcej jonów ujemnych, co sprzyja lepszej koncentracji. Pozytywne działanie jonów ujemnych można odczuć zwiedzając Kopalnię Soli w Wieliczce, nad morzem, czy spacerując bezpośrednio po burzy. Ujemna jonizacja wpływa korzystnie na nasze samopoczucie i naszą sprawność psychofizyczną. Poranek to dobry czas na medytację. Odkryłam kilka miesięcy temu Emily Fletcher, która jest obecnie na świecie jednym z czołowych ekspertów w tej dziedzinie i uczy nowoczesnego sposobu medytowania. Widzę same pozytywne rezultaty: jestem bardziej spokojna i poukładana, mniej się stresuję, działam bardziej efektywnie. Podjęłam też wyzwanie, aby pierwszy raz w ciągu dnia zerknąć na ekran smartfona dopiero godzinę po przebudzeniu.
Przed wyjściem do pracy i po porannym zmiennym ciepłozimnym prysznicu, aby pobudzić krążenie, wypijam filiżankę czarnej kawy oraz zjadam owsiankę z sezonowymi owocami. Jedną i drugą przyrządzam na bazie mojej ulubionej wody źródlanej, którą zastąpiłam kranówkę. Śniadanie smakuje lepiej i daje mi poczucie, że inwestuję bardziej w siebie i w moje zdrowie. Czytałam jakiś czas temu biografię porównawczą Elizabeth Arden i Heleny Rubinstein. Fascynująca lektura o tym jak obie Panie konkurowały i tworzyły swoje imperia kosmetyczne. Wtedy normą była wizyta klientki salonu kosmetycznego przed zabiegiem, podczas której najczęściej przepisywano jej dwutygodniową kurację: owsiankę z owocami cytrusowymi na śniadanie! Po tym czasie, kiedy wracała na właściwy zabieg kosmetyczny, jej skóra była odpowiednio przygotowana, nawilżona i lśniąca, a efekt zabiegu był zwielokrotniony. To mnie bardzo przekonało do porannej owsianki. Moja skóra jest mi za to wdzięczna.
W pracy, do której latem jeżdżę na rowerze, od rana harmider i duże tempo. Mój wzrok często ściąga butelka wody źródlanej, która stoi na biurku. Ma honorowe miejsce obok laptopa. Dzięki temu, że wielokrotnie na nią spoglądam, wyrobiłam w sobie nawyk częstego picia małymi, zdrowymi łykami. W związku z tym przez cały dzień jestem odpowiednio nawodniona i lepiej się czuję. Klimatyzowane pomieszczenia w upały są przyjemne, ale przyczyniają się do wysuszenia skóry, więc odpowiednie nawodnienie to podstawa. Zauważyłam również, że chętniej wybieram latem ubrania w pastelowe kolory takie jak róż i błękit, a koleżanki się śmieją, że w związku z tym pasujemy do siebie – moja butelka wody źródlanej i ja.
Po wyjściu z biura krótka przejażdżka rowerem do parku, w którym ćwiczę jogę. Świeże powietrze i praca z oddechem, to jest to co lubię najbardziej. Odkąd zaczęłam ją uprawiać, dowiedziałam się o istnieniu mięśni, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Zdziwiło mnie też, że przy niektórych asanach można się obficie spocić. Wtedy przychodzi mi z pomocą – tak zgadłaś! – moja najlepsza przyjaciółka w małej, bardzo poręcznej, specjalnie wyprofilowanej butelce o pojemności 0,5 litra.
To niesamowite gdyby się zastanowić, że dzień kończę w taki sam sposób jak go zaczynam, ze szklanką wody. Primavera, to moja woda! Towarzyszy mi przez cały dzień, a mój mężczyzna nie jest o nią zazdrosny. Od kiedy jesteśmy razem, również nauczył się pić wodę źródlaną. On woli jej gazowaną wersję, która jest moim zdaniem idealna do przyrządzania letnich lemoniad. Do Primavery przekonało mnie to, że można ją kupić w najlżejszej butelce typu PET dostępnej na polskim rynku. Bardzo odpowiada mi również fakt, że jest czerpana z głębokości 473 m i pochodzi z jednego z najgłębszych, a przez to najlepiej izolowanych i najczystszych źródeł w całej Polsce. Powtórzę raz jeszcze: To moja woda!
1 z 5
fot. Izabela Urbaniak
2 z 5
fot. Izabela Urbaniak
3 z 5
fot. Izabela Urbaniak
4 z 5
fot. Izabela Urbaniak
5 z 5
fot. Izabela Urbaniak